piątek, 11 października 2013

Ostatni. "Grzechem jest kochać z taką siłą!"

wieczór, Kazań

Wykonywałam ostatnie poprawki przy lusterku w łazience, a Anderson co chwilę mnie poganiał. 
- Może być? - zaprezentowałam się przed Mattem.  
- Wspaniale wyglądasz - podszedł do mnie i mocno uścisnął.
- Matty obiecaj mi, że dzisiaj przetańczymy całą noc i będziemy się dobrze bawić.
- Obiecuję. Teraz chodź, bo Maksim czeka w taksówce - opuściliśmy mieszkanie i po wejściu do auta pojechaliśmy na imprezę sportowców.

Nieśmiało podążałam za Matim i uśmiechałam się do ludzi, których kompletnie nie znam. Kilka osób podeszło przywitać się z Andersonem na co on przedstawiał mnie swoim znajomym. Rozejrzałam się dookoła i trafiłam na bar. Oddaliłam się od Matta, który był zajęty rozmową i zamówiłam kieliszek szampana. Obiecałam coś Igle, ale odrobina alkoholu na rozluźnienie nie zaszkodzi. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie w talii i wzdrygnęłam się.
- Jeny, Matty. Wystraszyłeś mnie - położyłam dłoń na sercu, które biło jak szalone.
- Przepraszam. Chciałem tylko poprosić cię do tańca - uśmiechnął się zniewalająco.
- Z przyjemnością z tobą zatańczę - podążyłam z gracją na parkiet ciągnąć za sobą Andersona. Tańczyliśmy tak długo, aż w końcu nogi zaczęły odmawiać nam posłuszeństwa. Postanowiliśmy odpocząć. Usiedliśmy w wygodnej loży.
- Lila powiedz mi, czy ty tam w Polsce zostawiłaś kogoś ważnego dla ciebie? Zawsze kiedy wracasz jesteś taka przybita, ale nie chcesz tego okazywać.
- Haha - założyłam nogę na nogę. - Tak, zostawiłam tam moją babcię. Pożegnania są ciężkie. - W myślach miałam ochotę zabić się za takie kłamstwo. Przecież podczas ostatniego pobytu w kraju nawet nie spotkałam się z babcią. Chodziło wyłącznie o Niego.
- Jesteś fajną dziewczyną, a nie masz chłopaka. Wiesz, ze bardzo cię lubię i ... - nie dałam dokończyć mu wypowiedzi, bo domyślałam się jak to może się skończyć.
- Stop Matty. To, że jestem wolna jak sanki w maju nie oznacza, że moje serce również. - Wstałam i obciągnęłam sukienkę, która lekko się podwinęła. - A teraz chodź tańczyć. Obiecałeś - wróciliśmy do bawiących się siatkarzy i ich partnerek. Po północy zaczęło się istne szaleństwo. Jednak nic nie zastąpi imprez z Reprą (+100 do zajebistości).

godz. 08.15, poranek w mieszkaniu Lilki, Matta i Maksima

Przeciągnęłam się na łóżku i od razu ból głowy dał o sobie znać.
- Ja jebie - otworzyłam oczy omiatając wzrokiem pokój, po którym walały się ubrania. Zaraz, zaraz. Ubrania! Liczba mnoga. Usiadłam na łóżku i oprócz Stanleya śpiącego w rogu materacu na podłodze dojrzałam męską koszulę i marynarkę oraz krawat. Złapałam się za głowę, a następnie krzyknęłam.
- Anderson! Chodź tu natychmiast! - Matty wszedł zadowolony do pomieszczenia z cwanym uśmieszkiem.
- Jak się czujesz? - przysiadł obok mnie.
- Nie czuję się. Wytłumacz mi skąd wzięły się tu twoje łachy - zgarnęłam spod łóżka koszulę siatkarza i rzuciłam w niego ubraniem.
- No co ty? Nie pamiętasz? - zaśmiał się głośno.
- Czy ja..Czy my? - wbiłam wzrok w podłogę. Zapanowała długa cisza.
- Nie - Anderson zaśmiał się jeszcze głośniej niż wcześniej.
- Dzięki Bogu - odetchnęłam opadając na łóżko.
- Usnęłaś w taksówce i Michajłow przyniósł cię do łóżka. Ja wypiłem trochę więcej niż powinienem i nie byłem w stanie. Potem chciałem położyć się spać i wszedłem do pokoju. Zacząłem się rozbierać, ale w porę zauważyłem ciebie śpiącą z Johnnym. A nie, sory. Ze Stanleyem.
- I poszedłeś sobie, tak?
- Dokładnie. Przecież nie wpakowałbym ci się do łóżka. Choć przyznaję, miałem przez moment taki plan... - kiedy mój kumpel wypowiadał te słowa w jego kierunku poleciała puchowa poduszka.
- Dobra, wyjdź już. Muszę się ubrać i lecę na trening. O 17.00 gram - zepchnęłam go z łóżka, a następnie wyrzuciłam z szafy dres. Po 20 minutach byłam gotowa iść na halę.
14 luty, 2014

Obudziłam się z myślą, że czeka mnie jeden z cięższych dni w moim życiu. Gramy mecz o tytuł Mistrzyń Rosji, są Walentynki i Jastrzębie gra ze Skrą Bełchatów.

Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Założyłam klubowy dres, chwyciłam torbę i zgarniając ze stołu kanapkę przygotowaną przez Michajłowa pognałam na halę.
Spotkanie miało rozpocząć się o 14.00. Plan był taki: porozciągam się, wygram mecz, pogwiazdorze w błysku flesha (God, upodabniam się do Kurka -.-) i z paczą chipsów obejrzę Jastrzębie w towarzystwie Andersona, który znów nie będzie rozumiał moich polskich bluzgów lecących w stronę sędziego podczas meczu.

Przed meczem o złoto odbyliśmy ćwiczenia rozciągające, rozmowę z psychologiem sportowym i dopracowaliśmy szczegóły z trenerem. Nigdy nie czułam się tak zestresowana jak w tamtym momencie. Kiedy weszłam na boisko cały paraliżujący strach ulotnił się, a w głowie zapaliła mi się czerwona lampka sygnalizująca, żeby dążyć do celu nawet po trupach.

- Ostatni - przeżegnałam się, kiedy jedna z dziewczyn pojawiła się na zagrywce. Miałyśmy piłkę meczową. - Tego nie można już przegrać. - Tie break przynosi zawał z każdą kolejną piłką.
 Dziewczyna zaserwowała flotem. U przeciwniczek były problemy z przyjęciem, ale dały radę. Kiwają na lewym skrzydle. Nasza libero dzielnie wybroniła, a rozgrywająca wystawiła mi piękną piłkę. Zbicie z prawej antenki i ...3:2 TAK! JEST ZŁOTO.

Po nacieszeniu się pucharem i łzach szczęścia utonęłam w uścisku Matta, który oczywiście stawił się na meczu w towarzystwie Maksima.
- Brawo Lila! Wiedziałem, że daleko zajdziecie! - obkręcił mnie w powietrzu.
- Nie mogę w to uwierzyć! Matt zdobyłam Mistrzostwo Rosji!! - wydarłam się tak, że Anderson na moment został ogłuszony.
- Masz to czego pragnęłaś najbardziej. Gratuluję.
- Czekaj, nie. - chwyciłam go za ramiona i spojrzałam w oczy. - Matty ja muszę lecieć. Muszę coś zrobić. Jeśli nie teraz to nigdy.
- Lila o czym ty mówisz? - spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Lecę do Polski. Za moment. Pomożesz mi? - spytałam śmiertelnie poważnie. Anderson nic nie odpowiedział. Spojrzał jedynie jeszcze głębiej w moje tęczówki i przytaknął.
- Zbierajmy się - pociągnęłam go za rękaw i wynosząc z szatni w biegu moje rzeczy ruszyliśmy samochodem na lotnisko.
Po drodze wszystko mu wytłumaczyłam.


Jastrzębie-Zdrój, 22:10
muzyka, włączcie po cichu 

Jak znalazłam się w Jastrzębiu? Jestem dzieckiem szczęścia. Zdobyłam bilet, wsiadłam samolot i z Okęcia przyjechałam prosto na halę. Taksówkarz był tak miłym człowiekiem, że po objaśnieniu sprawy cisnęliśmy szóstką. No dobra, przesadziłam. Jechaliśmy bardzo szybko.

Przy wejściu zostałam zatrzymana przed ochronę. Spodziewałam się tego.
- Proszę pana, ja mam tu o taką kartę i niech sobie pan przeczyta co tu jest napisane - machnęłam mu przed oczami nieważną już legitymacją z Memoriału w Płocku. - Akredytacja? O tutaj,o. - wepchnęłam mu w dłoń wymemłany świstek papieru. Facet miał bardzo ślimacze ruchy, więc skorzystałam z okazji i wśliznęłam się na trybuny. Znalazłam wolne miejsce. W ubraniu klubowym Dinamo Kazań wyróżniałam się nieco spośród kibiców ubranych na pomarańczowo i żółto. Spojrzałam na telebim i pisnęłam z radości. Jastrzębski prowadził 2:1. Nie wiedziałam co dzieje się na boisku. Co chwilę klaskałam tylko z resztą kibiców. W głowie miałam mętlik. W ostatnim secie skupiłam się na powodzie, dla którego przyleciałam z Rosji. Grał fenomenalnie. Emanowała od niego niesamowita wola walki. Nie obyło się bez spięcia pod siatką, ale nie przeszkodziło mi to. Uśmiechałam się, kiedy widziałam jak wykłóca się z Aleksem.

Ostatni gwizdek zasygnalizował koniec spotkania. Długo biłam brawo Jastrzębskiemu, który zwyciężył i Kubiakowi, który został MVP.


Zbiegłam schodami na sam dół i zatrzymałam się przy barierkach. Początkowo omiótł mnie wzrokiem, ale za moment znów spojrzał prosto w moje oczy. Był zszokowany. Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Cześć Michał - odparłam biorąc głęboki oddech. Czułam, że w moich oczach na jego widok żarzą się iskierki szczęścia.
- Naprawdę? - zaczął zbliżać się w moim kierunku. Uświadomiłam sobie, że ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Nic dziwnego. Paradując w zagranicznym dresie po polskiej hali wyglądałam co najmniej jak wariatka. Czyli byłam sobą xd
Chciałam obejść przeszkodę, ale ochroniarz usiłował mnie powstrzymać. Znając życie uznał mnie za pomyloną fankę.
- Niech pan ją zostawi. To moja...Lilka - uśmiechnął się podając mi dłoń, a ja zwinnie przeskoczyłam barierkę.

"Za 5 sekund rzucimy się sobie w ramiona, lub odejdziemy bezpowrotnie"

- Co ty tu robisz? - staliśmy na przeciwko siebie obejmując się i patrząc sobie w oczy. Oboje nie mogliśmy przestać się uśmiechać.
- Spędzam miły wieczór na meczu mojego ulubionego klubu, przywiozłam Mistrzostwo Rosji, Kocham Cię i ...wszyscy się na nas gapią - odwróciłam głowę w stronę trybun i napotkałam wzrok wyczekujących czegoś kibiców zarówno Skry jak i JSW.
- Co? - powiódł za mną wzrokiem, a potem znów spojrzał na mnie.
- Ludzie się patrzą.
- Nie, powtórz to co powiedziałaś wcześniej.
- Bardzo Cię lubię - zagryzłam dolną wargę.
- No to mamy problem, bo ja Cię kocham. - Michał chwycił mój nadgarstek, a ja wbiłam wzrok w parkiet szeroko się uśmiechając. Drugą dłonią ujął mój podbródek i spojrzał mi w oczy. Jego tęczówki były takie szczęśliwe. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Musnął delikatnie moje usta, a następnie to ja położyłam dłoń na jego policzku i odwzajemniłam pocałunek. Nie dbaliśmy o to, że kilka tysięcy ludzi na hali stoi i bije nam brawo, Wojtaszek wydziera się "gorzko! gorzko!", a fotografowie namiętnie pstrykają zdjęcia. Michał całował mnie bardzo zachłannie i przez chwilę poczułam jak się uśmiecha.  Ten moment był nasz.
- Gratuluję wygranej - powiedziałam, gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie.
- Mówisz o meczu? - spojrzał na siatkarzy, którzy zadowoleni patrzeli na nas.
- No tak - wzruszyłam ramionami.
- Wygrałem dzisiaj coś ważniejszego niż mecz. Nas, Lila - wyznał całkowicie poważnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i delikatnie gładząc kark wyszeptałam do ucha:
- Kocham Cię. - W końcu odważyłam się to powiedzieć. Byłam całkowicie pewna swoich słów. Nie musiałam długo czekać na reakcję Michała. Nasze usta ponownie złączyły się w słodkim pocałunku.


"And it's You and Me
and all of the people
And I don't know why I can't keep my eye's off of you"
________________________________________________________________________________


THIS IS THE END : )

Dziękuję Wam za WSZYSTKO, Wy wiecie. ♥

Doczołgałam się do kompa, aby napisać ten rozdział. Nie jest taki jaki powinien być. Ni śmieszny, ni emocjonujący. Wiem. Trochę niedomagam i idę się w końcu skupić na zdrowiu, bo w siatkówkę to bym chciała jeszcze pograć :D Musiałam w końcu to zakończyć, bo opowiadanie ciągnęłoby się jak Moda Na Sukces xD

Historia kończy się  happy endem, takie było bowiem założenie na początku.
Dalsze losy Lilki i Kubiaka możecie ułożyć sobie w wyobraźni :p Niech każdy dopisze swoje idealne zakończenie.


!

Możecie mnie spotkać na wiem-o-co-gram.blogspot.com

Zapraszam do śledzenia losów Leny i Bartka.

Pozdrawiam szczególnie dziewczyny z impossible-its-true.blogspot.com i Paulinę Rożek ; *

Do zobaczenia na blogu o gwieździe polskiej reklamy, Kurasiu :D

FromVolleyland.

sobota, 5 października 2013

27. "I left the one I was looking for".

8.09.2013, Płock

Z głębokiego snu wybudziły mnie jakieś głosy i brzęczący telewizor.
- Zdradza go z autobusem Arabów, a ten jej dom kupuje - prychnął Kurek.
- Ja myślałem, że to on ma romans z Juliett - Kubiak i ten jego charakterystyczny głosik.
Uniosłam się lekko i popatrzyłam na chłopaków leżących po mej lewej i prawej stronie.
- Czy was kurwa pojebało? - zasłoniłam oczy dłonią.
- Nie - odparł beztrosko Kurek popijając wodę z domieszką czegoś tam.
- Jest niedziela, 6.00 rano, a wy oglądacie jakieś meksykańskie telenowele.
- Oj cicho. Zaraz będzie ciekawa scena - Kubiak narzucił mi kołdrę na głowę, żebym się przymknęła. Jakoś nie chciało mi się stamtąd wychodzić, więc ponownie zasnęłam.

Ktoś bardzo chciał, abym się obudziła, więc ściągnął ze mnie nakrycie.

- Zawór ty bezczelny parapecie! - zaczęłam wierzgać nogami. 
- Idziemy walczyć! - ryknął dostojnie.
- O co? O medal? 
- Nie, o czekoladę -.-

Mecz nie był łatwy. Modliłam się do ostatniej piłki. Przegraliśmy bitwę, ale wygraliśmy walkę. 
- Mamy medala! Mamy złotego medala! - Kurek wykrzyczał mi nad uchem. Minęłam go i pobiegłam w stronę Kubiaka.
- Gratuluję! Wiedziałam, że się uda - wskoczyłam na niego, a on obrócił mnie w powietrzu.
- Cieszysz się jakbyśmy co najmniej Mistrzostwo Świata zdobyli - zaśmiał się Kubiak.
- Bo zdobędziecie.

Wśród zawodników, którzy zdobyli nagrody indywidualne znalazł się m.in. nasz przyjmujący - Michał Kubiak.
Po dekoracji zostałam zaczepiona przez niego.
- Lilka masz chwilę? - podbiegł do mnie, kiedy chciałam opuścić halę.
- Jasne, czego pragnie najlepszy przyjmujący turnieju?
- Yyym - rozejrzał się dookoła nieśmiało się uśmiechając. - Przejdziemy się? - wypalił nagle chyba sam nie wierząc co mówi.
- Dobrze. Prowadź.

Podążaliśmy uroczą uliczką Płocka. Gadaliśmy o meczu, o ME, o satysfakcjonującym widoku Rosjan na drugim miejscu. 
- W sumie to chciałem ci podziękować - przybliżył się do mnie stając na przeciwko.
- Za co? - zdziwiłam się, a moje oczy tonęły już w jego tęczówkach.
- Że jesteś - odparł naturalnie. - No, to znaczy za to, że tu jesteś i nas dopingujesz. Że przyjechałaś.
- To dla mnie przyjemność. Dla takich chwil jak dziś warto.
Michał delikatnie musnął moją dłoń opuszkami palców. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Złapałam jego rozpiętą bluzę i uśmiechnęłam się. Po chwili nasze usta zaczęły się do siebie zbliżać. Czułam jego ciepły oddech i serce, które biło jak oszalałe. Dzieliły nas milimetry, kiedy mój telefon wydał przeraźliwie głośny dźwięk na co oboje odsunęliśmy się od siebie. Drżącą ręką wyjęłam komórkę z kieszeni kurtki, a w myślach już układałam wiązankę przekleństw na dzwoniącego.
- KUREK! - warknęłam. - Co tam? - dodałam miłym głosem. Jeszcze sobie pomyśli, że nam przeszkodził.
- Nudzę się sam w pokoju. Gdzie jesteście? - zaczął marudzić.
- Nie interesuj się. Zaraz będziemy z powrotem - rozłączyłam się i zaczęliśmy kierować się do hotelu. Przez całą drogę rozmawialiśmy jak nakręceni o wszystkich. O wszystkim, tylko nie o niedoszłym pocałunku. Chyba tysięcznym z rzędu, ale bywa.

Do pokoju wtoczyliśmy się pół żywi. Dosłownie wtoczyliśmy się. Kto zostawia torbę treningową przy drzwiach? Bartosz Kurek. 
- Gdybym się połamał to do końca życia byś się z odszkodowania nie wypłacił - Michał złapał równowagę i kopnął rzeczy Bartka w kąt.
- Zawór ty zarośniesz brudem! Własna matka cię nie pozna - podniosłam opuszkami palców koszulkę przewieszoną na krześle i odrzuciłam jak najdalej. 
- Własna matka go nie pozna jak za chwilę nie powie dlaczego wydzwania do ludzi, którzy chcą spędzić razem trochę czasu - powiedział głośno Kubiak rzucając się na łóżko obok odwróconego plecami Kurka. Ja w tym czasie spaliłam największego buraka w całym mym nędznym życiu.
- O, Misiek. Mówiłeś coś? - Kurek wyjął z uszu słuchawki. My się produkujemy, a on nas nie słucha. Spoko.
- Michał skremuj moje zwłoki - opadłam na łóżko załamana całą sytuacją.

Następnego dnia z samego rana miałam wracać do Kazania. Może do latania już się przyzwyczaiłam i znoszę to dobrze, ale pakowanie nadal jest moją zmorą. Wyłożyłam ubrania na środek pokoju i zaczęłam je składać. Nie dane było zrobić mi to w spokoju.
- "I never liked you anyway" - Kurek przeczytał głośno napis na koszulce. 
- Nie miałam okazji jej założyć, a szkoda. Nosiłabym ją specjalnie dla ciebie - zapięłam walizkę wypchaną do granic możliwości.
- Bo się pogniewamy Lilka - Kurek pokręcił głową.
- O której lecisz? - Kubiak akurat wyszedł spod prysznica i trochę zdziwił go bajzel, który zrobił się (sam się zrobił) przez krótki czas jego nieobecności. 
- O 6.00 mam taksówkę do Wawy, a stamtąd samolot - odparłam przebijając się przez śpiew Kurka : "Lecę bo chcę, lecę bo życie jest złe".
- To jeśli chcesz wylecieć lepiej myj się i kładź spać bo nie wstaniesz tak wcześnie - Michał rzucił mi suchy ręcznik. Bartek dalej kontynuował: "Lecę bo wciąż kocham cieeeeebie". Za mikrofon służył mu dezodorant Miśka. 
- Kto mówi, że chcę wylecieć - powiedziałam pod nosem zmierzając do toalety. - Kochaaaaam cię - dokończyłam równo z Kurkiem i zatrzasnęłam drzwi. Takich wokali to nawet Madonna z Jacksonem by pozazdrościli... Akurat.



Płock, ranek

Przebudziłam się, gdy było jeszcze ciemno. Zegar wskazywał na godzinę 4:45. Przeskoczyłam przez Kurka i po cichu poszłam się ogarnąć. Przed 6.00 stanęłam z bagażem w ręku przy łóżku śpiących siatkarzy. Wyglądali tak niewinnie, że przez moment miałam wrażenie, że ktoś mi ich w nocy podmienił.
- Do zobaczenia. Kocham was - szepnęłam i złożyłam delikatny całus na policzku Kubiaka i Zawora. Wyszłam bezszelestnie.
Kazań, popłudnie
- Niestety wróciłam! - dałam znać ściągając kurtkę w korytarzu mieszkania mojego, Maksima i Andersona. Z kuchni wyjrzał Michajłow, który zaprosił mnie na obiad.
- Gdzie Matty? - zatarłam ręce na widok kurczaka z ryżem.
- Pojechał do pralni odebrać garnitur. Wieczorem mamy prezentacje w klubie z okazji rozpoczęcia sezonu - Michajłow krzątał się przy garach w swoim stylowym fartuszku.
- Samotny wieczór z fejsem i serialami... - uświadomiłam sobie, że czeka mnie nudny koniec dnia. W mieszkaniu dało się usłyszeć kroki Matta, który powrócił.
- Dlaczego samotny? Mam wobec ciebie pewne plany - Anderson podszedł do mnie i przytulił na przywitanie.
- Jestem do twojej dyspozycji - usiadłam na krześle zakładając nogę na nogę. Matty zlustrował mnie od góry do dołu przygryzając dolną wargę.
- Bądź gotowa o 20.00. Zabieram cię na imprezę - powiedział opuszczając kuchnię.
- Uuu - Maksim zaczął wymachiwać ścierką. - On lyubit vas.
- Good because I like him too so... have a nice day baby -  ugryzłam jabłko, które zabrałam z dłoni Michajłowa i uśmiechnęłam się. Udałam się do pokoju, aby zacząć przygotowania. Potraktowałam to zaproszenie jako przyjacielskie wyjście na sportową imprezę. To Maksim widzi coś czego nie ma.
Szkoda tylko, że nie będzie Ziomka, który dostał kilka dni wolnego po Memoriale i będzie szykował się do ME. Mam nadzieję, że będzie tam ktoś, kto godnie zastąpi mi Winiarskiego, z którym podbijam parkiet na każdym melanżu. Nieważne, czy w pięciogwiazdkowym hotelu, czy w altance przy kaszance. Postanowiłam zatelefonować do mych przyjaciół z Polski.
- Czegoż twoja dusza pragnie dziecinko? - Igła powitał mnie iście słowiańsko.
- Nie opowiem ci, bo się zgorszysz. No to ten...Chciałam zameldować, że jestem na miejscu i Tupolew się nie rozpierniczył.
- Bardzo dobrze. Teraz czas na opierdziel od ojca, więc słuchaj: Dlaczego się nie pożegnałaś? Kuraś przekopał całe łóżko w poszukiwaniu twego ciała, a Kubiak nawet do szafy zaglądał. - Zaśmiałam się na sam ton głosu Krzyśka. 
- Zbesztalibyście mnie za pobudkę przed 6 rano, więc wolałam odejść dobrze zapamiętana - zaczęłam wyciągać z szafy ubrania, które nadawały się na wieczorne wyjście. - A właśnie ojcze, mogę iść na imprezę?
- NIE! - Ignaczak odpowiedział krótko i stanowczo.
- Czy wiesz, że z psychologicznego punktu widzenia...
- No dobra, idź.
- Dzięki, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
- Powiedz mi z kim się tam wybierasz, bo będę się martwił. 
- Z Ojcem Mateuszem - przyjrzałam się jednej z sukienek i zdecydowałam, że to ją ubiorę.
- Z kim?
- Z Matim. Mattem Andersonem!
- Niech cię ten pożal się Boże Anderson przypilnuje i trzyma z dala od alkoholu.
- Spokojnie Krzysiu, odstawiłam procenty. Przecież już trenuję do Superligi, czyż nie?
- Z tobą to nigdy nie wiadomo.  Nieprzewidywalna jak śnieg w maju.
- Mam to po ojcu - usłyszałam śmiech po drugiej stronie. - Muszę kończyć, bo w domu już jestem i Sebek wyciąga mnie do zabawy. Iwonka cię pozdrawia i ściska choć nie wiem jak mam przekazać uścisk przez telefon, ale cóż...Inteligencja mojej żony - w tej chwili Krzysiek otrzymał chyba cios od Iwony, bo zawył z bólu. Należało mu się xd 
- Dobra Igła ty jak się rozgadasz to nawijasz i nawijasz. Kończę tą konwersację, bo ty się nigdy nie rozłączysz. 
- Jakbym nie mógł mówić to zabiłby mnie własne myśli, tak od środka, wiesz...
- PAAAA! - wydarłam się dając jasno do zrozumienia Ignaczakowi, że się rozłączam. Rozmowa z Krzyśkiem jest dla hardcorów.
A dzisiaj będę tańczyć i nie myśleć o Tobie.
  ____________________________________________________________

Cześć.

Przepraszam za lekki poślizg tutaj i na wiem-o-co-gram.blogspot.com ale siła wyższa ; / 

Jastrzębski Węgiel - Asseco Rosovia Rzeszów 3:2 FUCK YEAH !
Igła napędził stracha, ale już jest dobrze. Uff.

Rozdział dedykuję wszystkim czytelniczkom. Tak na przeprosiny ; *
Dzięki, że jesteście, czytacie, komentujecie :D

~ FV.