czwartek, 29 sierpnia 2013

16. "Dokarmianie Dzika, Kubica w Biedronce, niezły towar, zaproszenie i granie na czekanie".

 23 listopad 2012, Spała

- Zapiekanki, grzanki, pączki, obwarzanki - ze snu wyrwało mnie świergotanie Ignaczaka.
- Krzysław, co ty do jasnej anielki robisz? - usiadłam na łóżku i przetarłam oczy.
- Przyszedłem cię obudzić. Jedziemy na zakupy - Igła odsłonił okna.
- A nie mógłbyś zrobić tego mniej drastycznie? - nakryłam głowę poduszką.
- Sugerujesz, że brzydko śpiewam? 

- Nie? - odpowiedziałam pytaniem.
- Koniec tego dobrego. Wstawaj - rzucił mi kadrowe ubranie - Widzimy się na dole - odprowadziłam go wzrokiem i udałam się do łazienki.
Miałam nie wiele czasu, więc szybko umyłam zęby, rozczesałam moje długie włosy, chwyciłam torbę i zbiegłam na dół. Na holu czekali już Kosa, Cichy, Kura, Zibi, Winiar, Misiek, Zati, Igła, Jarski i Ziomek.
- Czekamy jeszcze na kogoś? - zapytał Ignaczak.
- Na Paputa i trenera - odparł Zbyszek.
Kubiak zaproponował, abyśmy zaczekali na zewnątrz. Razem z Zatorem, Zbyszkiem i Igłą przystaliśmy na tą propozycję. Reszta stwierdziła, że jest zimno.
- Ja pierniczę, śnieg pada! - krzyknął Krzysiek.
- Śnieg z deszczem. Zaraz zginie - Zibi wystawił rękę łapiąc kilka płatków.
- Jak to możliwe, żeby śnieg spadł końcem listopada? - uniosłam głowę w górę- Muszę powiedzieć Kurkowi, że nie wolno używać czarów poza Hogwartem. - Oboje mamy obsesję na punkcie Harrego. W wolnym czasie wymieniamy uwagi na temat powieści, co skutkuje dziwnymi spojrzeniami w kadrze.
Gdy wszyscy byliśmy już w komplecie zajęliśmy miejsca w autokarze. Usiadłam sobie z Kubim. Nie wiem, czy tego chciał, ale nie miał wyboru.
- Jeszcze wyżej te nogi załóż - zmierzył mnie od góry do dołu, gdy rozwaliłam się na siedzeniu.
- Nie krzycz na mnie. Powiem Igle - zrobiłam minę kota ze Shreka.
- Co się dzieje? Michał nie rób krzywdy mojemu dziecku! - odezwał się Krzysiek, który siedział na samym tyle.
- Musisz zastosować ostrzejsze środki wychowawcze! - Misiek wychylił się zza siedzenia. 
- Ooj, wujek Zibi szykuje pas - Bartman przybrał groźny ton.
- Ej! Ja tak nie mogę, a ty to co?! - obruszyłam się, kiedy Misiek przybrał ta samą pozę co ja przed chwilą. Po chwili ja też z powrotem wyłożyłam nogi na siedzeniu.
- Za moment wpadnę w kompleksy. Masz dłuższe nogi od mnie - pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Eee, nie są takie złe - zaśmiał się szturchając mnie lekko ramieniem i zmierzył wzrokiem moje kończyny.
- Kurek ma brzydsze - przybliżyłam się do niego i powiedziałam mu na ucho. Michał się zaśmiał.
- Patrz jak udaje, że nie słyszy - powiedział konspiracyjnym szeptem.
- Żeby nie było, że podsłuchuje - Bartek siedzący przed nami i do tej pory milczący odwrócił się i rzucił w nas mandarynką.
- Merry Christmas Biczyz - przybrał ton niczym jakieś opętane dziecko z chińskiego horroru.
- Darmowe żarcie zawsze spoko - podrzuciłam owoc.
- W zimę trzeba dokarmiać zwierzęta - powiedział Kurek nie odrywając wzroku od widoków za oknem.
- Na przykład Dziki - wyrwało mi się. Wykonałam poker face.
- Czyli cała mandarynka moja. Dziękuję - Misiek odebrał mi owoc i zaczął go obierać.
- I tak się ze mną podzielisz - wzruszyłam ramionami.
- Niby dlaczego? - kawałek skórki poleciał gdzieś na przód skąd udało się usłyszeć Zatiego i jego "kogoś pojebało chyba".
- Bo mnie kochasz - odparłam wyszczerzając się.
- W takim razie masz połowę - podał mi mandarynkę, a resztki skórek umieścił dyskretnie w Kurkowej torbie.

Wyskoczyliśmy z autokaru i od razu rzuciliśmy się na koszyki. Narobiliśmy trochę zamętu. Ja i Igła, jak na duże dzieci przystało, wpakowaliśmy się do środka. 
- Zbyszek ty woź mnie, a Misiek bierz Lilę i jedziemy! - Krzysiek machnął ręką na znak, że jego bolid może startować. Niczym Robert Kubica pognali na dział chemiczny po pastę do zębów.
- Łapiemy ich! - krzyknęłam do Michała i rzuciliśmy się w pogoń za chłopakami. Minęliśmy już kilka półek, kiedy na drogę wtargnął Anastasi.
- Omatkobosko, I'm sorry - powiedziałam, kiedy już mój driver wyhamował. Misiek udawał, że nic się nie dzieje i starał się ukryć fakt, że znów nam odpierdziela. Po prostu bardzo zaciekawił go skład czekolady mlecznej i nie mógł oderwać się od czytania.
- Be careful and have fun - trener uśmiechnął się, a ja odetchnęłam.
- Poszedł? - szepnął Misiek.
- Poszedł. Jedziemy - zakomenderowałam.
Po drodze zaliczyliśmy jeszcze kilka wpadek. Rozsypaliśmy cukier, otwieraliśmy jogurty, aby sprawdzić jak wyglądają w środku i kradliśmy cukierki na wagę. 
- Kurdę, gdzie oni są? - Misiek zaczął rozglądać się po sklepie. Po chwili podeszły do niego jakieś dwie dziewczyny proszące a autograf i zdjęcie. Trochę dziwnie się na mnie popatrzały, ale ja nawet je rozumiem. Nie codziennie widzi się siatkarza wożącego w wózku dziewczynę, która siedzi tam obładowana zakupami i co chwilę wydziera się na swojego biednego szofera. Ja w tamtym czasie napisałam do Zibiego wiadomość.
"BOŻE ZIBI JEŻELI JESTEŚ NA DZIALE MIĘSNYM TO SIĘ ODEZWIJ".
Kiedy Misiek skończył bajerować nastolatki (albo one bardziej jego) ujrzeliśmy Igłę i Zibiego jadących w naszym kierunku.
- To będzie czołowe zderzenie - Zbyszek przyspieszył kroku.
- Spierdalamy? - Kubiak przymierzył się do zakrętu.
- I to szybko - przytaknęłam.
Przemknęliśmy przez półki i napotkaliśmy Kurka i Cichego wybierających ciastka.
Byli tak zajęci, że nawet nas nie zauważyli.
- Aaaaa! To Bartosz Kurek!! - krzyknęłam ile miałam sił i kazałam Miśkowi uciekać. Ja już tak mam, że nie mogę przejść/przejechać obojętnie obok Zawora. Od razu wokół niego zgromadzili się fani i zasypywali go prośbami o autografy. My z Kubim staliśmy sobie spokojnie przy lodówkach i podziwialiśmy męczarnie Kurka.
Objechaliśmy cały sklep i udaliśmy się do kasy. Przed nami stali Zibi z Igłą.
- Niezły towar - Zibi puścił mi oczko, kiedy Misiek opróżnił koszyk, a ja mogłam się wygodnie rozłożyć.
- Z górnej półki! - krzyknął Igła.
- Edycja limitowana - dodał Misiek wyciągając z portfela kartę.
- Milion żelków przy was wymięka - zaczęłam szukać w torbie pieniędzy. Jaki tam bajzel to sobie nie wyobrażacie.

"You make me
Feel like I'm living a
Teenage dream
The way you turn me on"


Pani kasjerka zaczęła podliczać zakupy. Dobiegł mnie dobrze znany mi głos.
- Co to za kung fu panda? - zaśmiał się Bartosz, gdy usiłowałam wydostać się z biedronkowego pojazdu. To nie było wcale takie łatwe. Na szczęście był przy mnie "Mój Przyjaciel Niedźwiedź", czyli Michał, i iście rycersko wziął mnie na ręce, a potem odstawił na ziemię. - Ej, co to jest? - Kurek skrzywił się wyjmując z torby skórki mandarynki. Ups.
- To nie my, nie patrz tak - powiedział niewinnie Misiek płacąc przy kasie.
- Jak to nie wy - zamknął z powrotem torbę. Mógłby pozbyć się tych śmieci, ale Kurek to bałaganiarz. - U was wpierdolologia była.
- Majaczysz Kurek - chwyciłam siatkę i wyszliśmy przed Biedronkę. Od razu przypomniał mi się tekst Anki, z którą kiedyś wracając z treningu weszłam do supermarketu. "Jestę siatkarzę, rozkładam siatki w Biedronce". 


W drodze powrotnej usadowiłam się na samiutkim tyle z Zatim. Bardzo miły i zabawny chłopak. Że wcześniej się nie spiknęliśmy. Mam na myśli poznaliśmy.
- Lila, a ty jakie masz masz plany na Sylwestra? - Zibi odwrócił się do mnie.
- Gram w grę - powiedziałam nie odrywając wzroku od gazety, którą przeglądałam z Pawłem.
- Może wpadniesz do mnie i Iwony? Robimy taką kadrową zabawę - zaproponował Igła.
- Może - impreza w Rzeszowie u Ignaczaka nawet by mi pasowała. W końcu nie musiałabym tłuc się pociągami.
- Morze to jest szerokie i głębokie - Krzysiek machnął mi przed nosem rękawiczką.
- No dobra, będę. I nie żartowałam z tą grą. Wszyscy mnie opuścili, powyjeżdżali. Byłabym sama. Forever alone *.*

Przez całą drogę powrotną do ośrodka siatkarze szaleli i śmiali się. Tylko ja z Zatorem, jak na cywilizowanych ludzi przystało siedzieliśmy sobie spokojnie i słuchaliśmy muzyki na jednych słuchawkach.
- O! Słuchajcie co mam! - zawołał Ignaczak otwierając jakiś artykuł w gazecie i zaczął czytać - 'Gdyby Cristiano Ronaldo zdecydował się odejść z Realu Madryt, gdzie widziałbyś wówczas tego zawodnika?'
- W sklepie z żelami do włosów -.- - powiedziałam cicho wykonując facepalm.
- A pamiętacie jak wkręciliśmy Krzyśka na Prima Aprilis? - po pytaniu Kubiaka wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Widać, że doskonale pamiętali.
- Co? - poderwałam się ciekawska jak zwykle.
- Wsypaliśmy do woreczka proszek do pieczenia i włożyliśmy Igle do kieszeni bluzy. Dołączyliśmy karteczkę "zgodnie z zamówieniem 20 dag. hery. Zapłatę połóż za kaloryferem na dolnym korytarzu tego budynku" - wszyscy byli już roześmiani od ucha do ucha, kiedy Misiek opowiadał. - Gdybyś widziała jego minę.
- Bo się wystraszyłem na początku, a potem chciałem to wyrzucić. Ale nagle zza rogu wytoczyli się chłopaki i mieli niezłą polewkę - wytłumaczył Krzyś.
- Wariaty. Być sportowcem, ciekawe życie w sumie - podzieliłam się z nimi moją refleksją.
- Tylko, że potem Igła się zemścił! Przecież akcja z kartką była - przypomniał sobie Zbyszek. Kurek od razu popłakał się ze śmiechu. Wrażliwa chłopaczyna.
- OESU - mruknął Kubiak - To było kompromitujące.
- Misiek z Bartkiem szli na obiad, gdzie akurat na stołówce były same lekkoatletyczki. My dobrze o tym wiedzieliśmy i chłopaki pomogli mi dyskretnie przykleić Michałowi kartkę na plecy z napisem: KOCHAM KURKA - widać, że Igła był bardzo z siebie zadowolony.
- Najgorsze jest to, że Bartek to potem zauważył, ale nic mi nie powiedział. Dopiero Anastasi zapytał czy wszystko ze mną w porządku - na samo wspomnienie Kubiak tracił chęci do życia.

Dotarliśmy do ośrodka i natychmiast musieliśmy pędzić na trening. Widok Winiara ubierającego się w drodze na salę był zabawny. Przynajmniej dzięki temu się rozgrzaliśmy. Nie chodzi mi o do połowy rozebranego Winiarskiego, tylko pośpiech xD
Podczas ćwiczeń staraliśmy się być bardzo skupieni i wyciskaliśmy siódme poty. Jednak bez przypału się nie obyło. Kosa wyjebał się o rozwiązaną sznurówkę, Pit tak intensywnie ćwiczył, że rozjebał Mikasę [*], a Możdżonowi skurczyły się buty w praniu i trochę dziwnie chodził. Nie narzekał, że nie wygodnie i bolą go nogi, tylko że kosztowały 659 zł.

Po treningu ledwo co doczołgałam się do pokoju. Nie jeżdżę windą, bo się boję. Tyle przejść. O ludu.
Walnęłam się na łóżko. Nie wiem jak długo tak leżałam. Nie czułam nóg i rąk. Mój telefon zadzwonił. Po omacku sięgnęłam go z półki stojącej przy łóżku.
- No? - wydusiłam z siebie nie spoglądając na wyświetlacz.
- W końcu odebrałaś! - po drugiej stronie usłyszałam Kurasia.
- No - powtarzam się. Chyba musiałam przysnąć i nie usłyszałam telefonu.
- To idziesz grać w te karty? Chyba z 5 esemesów ci wysłałem - zapytał zniecierpliwiony Bartosz.
- Dla ciebie jestem niedostępna, nara - już miałam się rozłączyć, gdy w tle usłyszałam Cichego, który mówił coś w stylu "jak nie przyjdzie to ja się tam przejdę". Zakończyłam rozmowę i wróciłam do leżenia ryjem w poduszce. Po chwili ktoś niesamowicie głośno zaczął pukać w ścianę. Zaraz, zaraz. Kura i Pit są moimi sąsiadami. LOL.
Jedno puknięcie z ich strony. Jedno z mojej. Potem dwa od nich. Mi nie chciało bawić się w tą durną grę. Siatkarze nie dawali za wygraną i wkrótce mój mózg rozsadzały tysiące decybeli wynikających z zabawy siatkarzy, polegającej na uderzaniu w ścianę. Wkurzyłam się i wychyliłam się po but stojący po łóżkiem. Z całej siły rzuciłam nim w ścinę. Dobrze, że ślad nie został. Pukanie ucichło.
Wzięłam komórkę i wybrałam numer do Bartka. Dość długo nie odbierał.
- Co chcesz? Właśnie pod prysznic wszedłem - chyba rzeczywiście był w łazience bo dało się usłyszeć szum wody.
- Uwielbiam jak się wkurwiasz, gdy po odebraniu telefonu odpowiadam Ci, że dzwoniłam tylko dlatego, że masz fajną muzykę w graniu na czekanie - szybko się rozłączyłam. Zemsta jest słodka. A propo słodyczy to głodna jestem.  

Wyciągnęłam z mini lodówki jogurt i posiliłam się. Oby drugi trening był lżejszy. 
Jutro ostatni dzień w Spale. Potem muszę wrócić na uczelnię i szczerze to bardzo mi się nie chce. Przez te pół roku przygotowywać się będę do wyjazdu. 
______________________________________________________________
Cześć ; *

KTO MA DZISIAJ URODZINY? "TAK TO ON" ; ) Z tej okazji ułożyłam krótki wiersz XD
Koko koko ME spoko
Kura lata nam wysoko
Dużo asów i miłości

Gwoździ, szczęścia i skoczności
Fabryki Monte, sukcesów z nowym klubem
Żeby pozostał pozytywnym czubem
Aby hotki dały mu żyć
I nie musiał się przed nimi kryć


Hapi berzdej #6 ; D
Już w kolejnym akcja zostanie przeniesiona w przyszłość. Chcę już wysiedlić Lilę do Rosji. Ale dajcie mi na to jakieś 3 rozdziały, a potem znów będę pisać normalnie. ; )
Proszę zajrzeć pod ten adres, bo zajebiście tam jest. Co się rozpisywać będę ; p
http://impossible-its-true.blogspot.com/2013/08/szybkim-krokiem-pojawi-sie-pomiedzy-mna.html 

Pozdrawiam, FV.  
 

3 komentarze:

  1. Ja z chęcią dokarmię Dzika!! :D :D :3 :3 :3 *.*

    Tez bym tak pojeździła po Biedronie :D Ale byłby wpierdol od ochrony :/

    Cza było w kaloryfer pukać :D Fajniej, ale ręce bolą :/


    Fajny wierszyk :D
    Szkoda tylko, że adresowany dla takiego idioty :D :/



    Pozdrawiam :D :D :* :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym tam z Cichym po biedrze pojeździła i go podkarmiała i w ogóle.

    Między dziołchą a Kurą rosołową widzę, że iskrzy i bardzo dobrze...

    Naiwność jedna z potencjalnych chorób cywilizacyjnych. Ludzie robią wszystko by być w centrum uwagi, by być docenianym, często narażając się na szyderstwa, podobnie zrobiła Łucja, którą życie wystawia na kolejną próbę. Tym razem na swojej drodze spotkała Jego - młodego, obiecującego przyjmującego Skry. Co z tego wyniknie? Zapraszam serdecznie na PROLOG nowej historii.

    heroicznanaiwnosc.blogspot.com

    Pozdrawiam Annie

    OdpowiedzUsuń
  3. No zajebiście, a jak.?!;P Ach, ta skromność.xD
    To:
    - I tak się ze mną podzielisz - wzruszyłam ramionami.
    - Niby dlaczego? - kawałek skórki poleciał gdzieś na przód skąd udało się usłyszeć Zatiego i jego "kogoś pojebało chyba".
    - Bo mnie kochasz - odparłam wyszczerzając się.
    - W takim razie masz połowę
    Jest dopiero zajebiste.! Ja to mam nadzieję, że nie zamierzasz TU wkręcać Kurka. Urodziny, urodzinami, ale ja tam wole Kubiaka.;D
    Ale co tam... zaakceptuje jej wybranka.xDD
    Pozdrawiam~Ann

    OdpowiedzUsuń