piątek, 2 sierpnia 2013

2 "Mieszkanie na Jaracza, Uniwersytet Rzeszowski, czikłaczento i co zrobiłam, że znają mnie aż w Rzeszowie?"

Rzeszów, 29 września 2012, godz. 08:30

Ze snu wyrwał mnie głos Małgosi, która starała się mnie dobudzić. W pierwszej chwili nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, ale już po chwili uświadomiłam sobie, że chyba dotarłam do Rzeszowa.
- Lila obudź się. Musimy wysiadać.
- Okey, już się się zbieram. W końcu koniec podróży, nienawidzę pociągów - podsumowałam jazdę tocząc za sobą walizkę, kolejną niosąc w ręku, a na ramieniu mając przewieszoną torbę. Przedzierałam się do wyjścia, a to nie było łatwe. Końcówka września, a nadal bardzo ciepło. A w lipcu ciągle padało...Eh, Polska.
- Witaj Rzeszów - rzekłam teatralnie wykonując banana na twarzy, kiedy postawiłam pierwsze kroki na stacji kolejowej.
- Chodź po taksówkę, musimy dostać się do mieszkania. Jaka to właściwie była ulica? - Gośka zaczęła zastanawiać się przewracając energicznie kartki w notesie. Szukała adresu.
- Ul. Jaracza 129 m. 16 - odparłam spokojnie.
- Słucham?!
- Co ty głucha jesteś? Zainwestuj w krople jakieś. - Małgorzata i ta jej perfekcyjność. Mam tylko nadzieję, że po sprzątaniu nie będzie robiła testu białej rękawiczki. W co ja się wpakowałam. Oł maj gasz O.O
- Mogłam nie powierzać ci sprawy wynajmu mieszkania. Dlaczego akurat ul. Jaracza?
- A to akurat tak przypadkiem - machnęłam ręką. - Szukałam czegoś blisko Uniwersytetu i pacze a tu o, 129m. 16. 16! Rozumiesz?! 16!! Nie brzydkie, tanie, trzeba brać.
- I co z tego, że 16? - Gośka spojrzała na mnie jak na debila. Praktycznie patrzy tak cały czas, ale teraz to już przesadziła.
- Jezu, dziewczyno. Mów do ręki - przytknęłam jej dłoń do twarzy, a następnie wyjaśniłam. - Krzysiek Ignaczak gra z numerem 16, nasz libero, kojarzysz nie? - odparłam, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
- No tak. Twój siatkarz, twój ideał siatkarza, ten człowiek, który ...
- Spierdalaj, a teraz chodź - musiałam przerwać jej ten teatrzyk. Nikt nie będzie nabijał się z moich idoli. Amen. I z mojej obsesji dotyczącej siatkówki również. Amen po raz drugi.

Rzeszów, 29 września 2012, mieszkanie Lilii i Gośki, godz.09:14

-Dobre łóżko nie jest złe -  usiadłam na materacu, który lekko zapadł się pod moim ciężarem. - Ups, chyba jednak nie.

Wypakowanie naszych rzeczy i urządzenie mieszkania zajęło nam cztery godziny. Podczas pracy nie obyło się bez wygłupów. Nawet ktoś taki poukładany jak wielmożna pani Małgorzata O. potrafi się bawić, o proszę.
                           
                                                  wieczór

Oglądałam właśnie powtórkę z finału Ligii Światowej, kiedy ktoś zaplanował na mnie zamach.
- Aaaaa! Oślepłam, ratunku! Czy na pokładzie jest lekarz? - zaczęłam lamentować, a po chwili pozbyłam się z twarzy koszuli, którą rzuciła we mnie Gośka.
- Jutro inauguracja. Rozpoczęcie roku szkolnego. Heloł, Ziemia do Liliany. Samo się nie wyprasuje - odpowiedziała blondynka. - Co tam znowu oglądasz?
- "Przestrzelił, przestrzelił Stanley!" - wykrzyknęłam równo z komentatorem  podskakując na łóżku.
- A, siatkówkę - odpowiedziała znudzona Gośka.
- Popatrz, a za chwilę Kurek zostanie MVP, Bartman najlepszym atakującym, Igła najlepszym libero, a Możdżon 'the best blocker' - poruszałam znacząco brwiami, po czym powróciłam do ekscytowania się meczem, który znałam już na pamięć, a przeżywałam wszystko tak, jakby to była transmisja na żywo.
- Ty chyba miałaś bombę w kołysce - dziewczyna przyjrzała mi się dokładnie.
- Mamy medala, Polacy mamy medala! - zaczęłam śpiewać razem z naszymi reprezentantami, a następnie wybiegłam do kuchni po coś do picia.
 Bo każdy prawdziwy kibic widząc to ma w oczach łzy szczęścia. <click>


Leżałam na łóżku i nie mogłam zasnąć. Po długich próbach udało mi się. W nocy śnił mi się tata. Był taki uśmiechnięty jak wtedy, gdy podczas powrotu z treningów opowiadałam mu z przejęciem o czekających mnie meczach, o nowym trenerze, który bardzo nas męczy oraz o nadchodzących rozgrywkach. Po przebudzeniu się rano uśmiechnęłam się do siebie.                                
"There's only one life
It's right here, it's right now"
 Ubrana w to <click>   wyszłam z mieszkania i udałam się na parking, gdzie czekała na mnie Gosia. Jej auto bezpiecznie dotarło lawetą co umożliwiło sprawniejsze poruszanie się po mieście, a w chwili tej na Uniwersytet Rzeszowski.
-Nowe perfumy? - zapytałam po znalezieniu się w aucie . "W aucie" - ilekroć to usłyszę to przed oczami mam obraz Zibi dance w autokarze. Mother Of God.
- To odświeżacz powietrza - zgromiła mnie spojrzeniem.
- Keep calm and go to neverland by czikłaczento Andrzeja! - wspominałam, że jestem nienormalna? Nie? Zupełnie wypadło mi to z głowy.
- Ej, skończ nabijać się z tego auta.
- Czikłaczento to nie auto, to stan umysłu - kocham denerwować ludzi.
Co śpiewałam przez całą drogę? "Nie wchodź mi tu ey z brudną podeszwą, bo mam nowe dywaniki kupione w Tesco". Pozdrawiam dwóch panów, którzy słuchali tego w oczekiwaniu na zielone światło.

Uniwersytet do brzydkich nie należy, ludzi jest sporo, a najważniejsze to wykwalifikowana kadra i ,tutaj moje zaskoczenie, drużyna siatkarska wcale nie najsłabsza : D Może uda mi się tam jakoś wkręcić, przecież mam obowiązkowe zajęcia sportowe, więc będę mogła się wykazać. Byłoby super. Ciekawe tylko, czy jestem wystarczająco dobra, żeby zostać zawodniczką tego teamu...

- Pani Wyrwał? Pani Liliana Wyrwał? - zaczepił mnie jakiś mężczyzna w okularach, gdy rozglądałam się po korytarzu za Gosią. 
- Ta-ak. - byłam zaskoczona, skąd on może mnie znać? o.O
"Nobody really knowin' which is flowin' a moment
That can't be gone and admit it
So you gotta give heart
Never be timid
"
______________________________________________________________________________
Siema ;*
Wydaje mi się, że rozdział o klasę wyższy od poprzedniego, ale jak wspomniałam tylko mi się tak wydaje ...
Główna bohaterka zadomawia się w Rzeszowie, ale to dopiero początek ; >
Ciekawi jesteście kim jest gościu, który zaczepił dziewczynę na Uniwerku?
Dowiecie się w kolejnym rozdziale. Dodam tylko, że może trochę zmienić losy 
Lilki ;  )

  Siatkarze są już w Spale i zaczynają ciężkie treningi. 

Popatrzcie co Andrea ma do powiedzenia o Igle: 

"Bo Igła to najlepszy człowiek na świecie. Są tacy, co nie lubią takich gaduł jak Krzysiek, a ja po prostu go kocham. Wszyscy wiedzą, że Włosi uwielbiają ciągle gadać i dlatego Ignaczak to moja bratnia dusza – śmieje się trener reprezentacji Polski." / o ja ciebie , poryczałam się *.*

Trzymajmy kciuki za chłopaków. ME nakurwiajcie ;D


 + komentujcie, obserwujcie, podawajcie adresy swoich blogów
Arrivederci.

2 komentarze:

  1. Na bloga trafilam przypadkiem. Nie chce Autorce psuć ambicji, ale konstruktywna krytyka zawsze jest na miejscu. Poziom tego opowiadania mozna porownac do rozmowy na gg dwoch 12-latek, a nie opowiadania, ktore da sie czytać z jakimkolwiek zaciekawieniem. Chociaz sama historia, jako taka, nie zaczyna sie zle, to styl pisania bardzo zniecheca. Moze Autorka miala taki zamiar, aby opowiadanie bylo dziecinne, jezeli tak, to niech sie nie przejmuje moim komentarzem, jesli nie tak mialo byc, to niech usunie kilka "maj gaszow" itp. i bedzie OK :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście moje ambicje nie tak łatwo ulegają zniszczeniu, a krytykę potrafię przyjąć z szacunkiem, pod warunkiem, że jest konstruktywna. Dzięki za opinię.
    Ostatnio trafiałam na opowiadania, które kończyły się śmiercią głównego bohatera lub w inny tragiczny sposób. Postanowiłam stworzyć coś zupełnie innego chociaż miałam na początku wątpliwości, ale postanowiłam zaryzykować. Teraz już wiem w jakiej formie będę to pisać i mam nadzieję, że czytający będą czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń